Ja może powiem coś całkiem innego. Dziwnego pewnie dla wielu. Od stycznia założyłem firmę, dorobiłem się studia, remont i te sprawy.
Co miesiąc mam jakieś tam koszty z tym związane, wynajem, księgowa, ZUS itd... inwestuje czasem sporo w sesje, czasami się zwraca koszt czasami nie. Jednym słowem czysty biznes. Jednak nie!
Ale to nigdy o wyborze sesji nie decyduje rynek, czy popularność tematu, tylko moja pasa i chęć fotografowania konkretnego tematu. Nie ma sensu robić coś na siłę, bo sprzedaje się u innych, to ja zrobię to samo aby zarobić, to błąd. To złe podejście.
Mało tego, czasami nawet wiem, że sesja będzie niszowa i nigdy się nie zwróci, nawet się w ogóle nie sprzedaje. Wszystko za każdym razem staram się robić najlepiej jak umiem i w czasie sesji kombinuję tak długo aż będę zadowolony z efektów. Jednak pomimo takiego podejścia fotki się sprzedają. Ale co jest najważniejsze i do czego zmierzam w tym całym wywodzie to fakt, że co miesiąc zarabiam więcej, coraz więcej zbieram fallowersów na Shutterku. I dzięki temu że fotografuję dziwne (inaczej niż inni), można zauważyć nawet po komentarzach na forum (przeładowanie kadrów) to przyciągam klientów. Przez co całe portfolio się sprzedaje, pomimo tego, że nowe fotki nie sprzedają się. Są oczywiście wyjątki, sesja z łyżwami i zamarzniętym oknem. Tak zapamiętałem ferie zimowe jak byłem mały. W ogóle nie liczyłem na sprzedaż tych zdjęć, po prostu chciałem zrobić tą sesje dla Siebie. Okazała się hitem.
Ostatnio mam taki projekt "Smaki dzieciństwa", w którym mamy ziemniaki w mundurkach, kogel-mogel, chleb z wodą i cukrem, pieczone placki z makaronu na piecu, w którym się pali drewnem itd.... i wiem, że te sesje nie zwrócą się finansowo (problem jest czasem nawet z opisem fotek, bo jak po angielsku będzie kogel-mogel
), ale zrobię je z wielką przyjemnością, bo rozkręcą sprzedaż innych fotek. Może do tego trzeba tak podejść.
Mam koleżankę, która rozkręca biznes związany z dietetyką. I rozmawiam z nią, a ona liczy i kalkuluje ile zarobi, jak komuś tam pomoże, itd....
Ja mówię do niej. Zmień podejście. Pomóż komuś bezinteresownie w sprawie dietetyki, nie zarobisz na tym w ogóle, a jak Ci się uda to ten człowiek będzie twoją żywą reklamą, satysfakcja bezcenna, a kasa przyjdzie później jak przyjdą inni klienci widząc twoje rezultaty.
Najpierw pasja potem biznes, nie odwrotnie. Tak ja sobie myślę.
Znowu się rozgadałem.