Coś w tym rodzaju chciałem właśnie napisać. Kalkulując cenę 1 sztuki, liczył bym od końca, tzn. najpierw całkowita liczba godzin, jaką to zajmie. Wliczając wszystko - czas dojazdu, ewentualnych spotkań na dogadywanie co i jak, rozstawianie sprzętu, focenie, obróbka (realnie!), zgrywanie, poprawki, kolejne wizyty w celu wyrwania kasy/podpisania czegoś tam itp. Czyli całkowity czas, jaki przyjdzie poświęcić na to zlecenie. Oczywiście trzeba wiedzieć, co dokładnie jest do sfotografowania, w jakiej ilości i jakiego rodzaju zdjęć klient oczekuje. Tę liczbę godzin potem przemnożyć przez satysfakcjonującą stawkę godzinową "na rękę", doliczyć podatek, amortyzację sprzętu, koszty dojazdu, może wynajęcia czegoś itp. Otrzymaną kwotę pomnożyć razy 2 i podać jaką swoją cenę całości, ewentualnie w przeliczeniu na jeden przedmiot czy jedno zdjęcie, jeśli klient tak chce (tylko lepiej pamiętać, żeby podpisując umowę zadbać o odpowiednie jej sformułowanie i nie dać się wpuścić w kanał, tzn. wynegocjowana cena wyniesie np. 10zł za zdjęcie przy zakładanych 500 przedmiotach, po czym klient dostarczy 20 przedmiotów, a w umowie nie będzie zapisu, że tak nie można, a do tego informacja, że wszelkie koszty są wliczone). Zleceniodawca negocjując urwie z tego trochę, czas szacowany okaże się za krótki, w rezultacie otrzymamy coś w okolicy zakładanej kwoty
Ile ktoś chciałby dostać za godzinę pracy, to już sprawa indywidualna i zależna od tego, jak bardzo potrzebuje kasy i jakie ma inne możliwości zarabiania. Lepiej nie psuć rynku i nie zaniżać stawek.
Ile ktoś chciałby dostać za godzinę pracy, to już sprawa indywidualna i zależna od tego, jak bardzo potrzebuje kasy i jakie ma inne możliwości zarabiania. Lepiej nie psuć rynku i nie zaniżać stawek.